OYA
Dolacz do nas facebooku
Zadzwoń do nas:
telefon: 22 772 41 31
tel. kom: 601 307 900
Barką przez Holandię
Dariusz Gurdak 2001-01-01

Poza rejsami typowo żeglarskimi, po bliższych czy   też dalszych morzach, warto czasami spróbować spokojnej żeglugi, w   komfortowych warunkach, po bardzo ciekawych akwenach. W dodatku na barkę   można zabrać osoby, które nigdy na szersze wody nie wybrałyby się.

Zachęcony lekturą artykułu Jakuba Korycińskiego "Barką pływać każdy   może" w grudniowym numerze "Rejsu", postanowiłem opisać swoje   doświadczenia z podobnej przygody. Cztery lata temu, za pośrednictwem   firmy OYA, poszukiwałem turystycznej barki do żeglugi w pięcioosobowej   załodze po Holandii. Z bogatej oferty wybrałem Penichette 1100 ze   względu na optymalną wielkość, zgrabny wygląd i atrakcyjną cenę. Firma   Locabot - właściciel barki, ma swoją holenderską bazę w małej   miejscowości Loosdrecht, niedaleko Utrechtu. Dojazd z Polski nie   nastręcza specjalnych kłopotów. Cały czas autostradą - podróż, z   rowerami na dachu, zajęła nam 12 godzin.
 

"Zaokrętowanie"

Zaraz po znalezieniu portu zająłem się wraz z przedstawicielem firmy   czarterowej formalnościami związanymi z przejęciem "barki". Umowę   zawierałem z firmą OYA, która w ofercie ma propozycje dwu firm: Locaboat   I Crown Blue Line. Tam też wniosłem opłatę. Obowiązuje tu, jak chyba   wszędzie przy czarterach, kaucja zwrotna (było to ok. 750 euro). Ale -   tu niespodzianka. Bosman zaproponował nam "ubezpieczenie" kaucji. Po   prostu możemy wpłacić ok. 80 euro i w ten sposób mamy zagwarantowane, że   w przypadku poczynienia jakichś szkód, nie będziemy zmuszeni do   pokrywania ich kosztów. Ale z drugiej strony to jednak spora kwota.   Płacę więc kaucję zwrotną (jak się na koniec okazało - słusznie).

Zaraz po znalezieniu portu zająłem się wraz z przedstawicielem firmy   czarterowej formalnościami związanymi z przejęciem "barki". Umowę   zawierałem z firmą OYA, która w ofercie ma propozycje dwu firm: Locaboat   I Crown Blue Line. Tam też wniosłem opłatę. Obowiązuje tu, jak chyba   wszędzie przy czarterach, kaucja zwrotna (było to ok. 750 euro). Ale -   tu niespodzianka. Bosman zaproponował nam "ubezpieczenie" kaucji. Po   prostu możemy wpłacić ok. 80 euro i w ten sposób mamy zagwarantowane, że   w przypadku poczynienia jakichś szkód, nie będziemy zmuszeni do   pokrywania ich kosztów. Ale z drugiej strony to jednak spora kwota.   Płacę więc kaucję zwrotną (jak się na koniec okazało - słusznie).

Następna sprawa: dokumenty i pomoce nawigacyjne. Wraz z papierami jachtu   dostaliśmy poradnik, tzw. Manuel du Capitaine, w którym w czterech   językach oraz na ślicznych obrazkach wyjaśniona jest cała nawigacja,   locja, budowa i obsługa "okrętu". Do tego locja... po holendersku. Po   opanowaniu nazw dni tygodnia i paru ważniejszych określeń wszystko było   już proste. Bez problemu odczytywaliśmy, pod którym mostem przejdziemy   bez wzywania do jego otwarcia, a w jakich godzinach nikt nam go nie   otworzy, bo jest przerwa. Kupiłem również mapy trasy, po której mieliśmy   pływać. Bosman wyjaśnił, że cumować możemy wszędzie, oprócz miejsc,   gdzie jest znak zakazu. Polecił nam port w centrum Amsterdamu, gdzie   można stać niedrogo i bezpiecznie. Zwrócił uwagę, że generalnie   obowiązują nas prędkości maksymalne: na kanale 8 km/godz., a na rzece 10   km/godz., chyba że będą jakieś dodatkowe ograniczenia - np. cumujące   jachty, centra miejscowości itp.  Podczas przejęcia jachtu próbowałem wylegitymować się patentem morskiego   sternika motorowodnego, ale bosman odparł tylko, że tutaj obowiązuje   zasada "licence free" i poprosił, żebym odpłynął od kei, zrobił kółko i   zacumował w tym samym miejscu. Przyznaję, że poczułem się znów jak na   egzaminie w Basenie Jachtowym w Gdyni. Na szczęście z moją załogą   (żeglujemy rodzinnie od wielu lat) manewr wyszedł bezbłędnie. (W   przypadku, gdy kandydat na skipera ma kłopoty z opanowaniem manewrów,   przedstawiciel armatora udziela odpowiedniego przeszkolenia). Teraz   można już było spokojnie zapoznać się z barką. Idąc od rufy: mesa z   bogato wyposażonym kambuzem, kabina nawigacyjna z wielkimi szklanymi   drzwiami, następnie korytarzyk i po jego lewej stronie koja   jednoosobowa, a po prawej - dwuosobowa. Potem łazienka z toaletą,   umywalką i prysznicem, a na dziobie dwuosobowa kabina z umywalką.   Wszystko przestronne, czyste, doskonale zaprojektowane.   Jacht ma ogrzewanie elektryczne i cały czas ciepłą wodę (wykorzystane   chłodzenie silnika). Odsuwany dach nad kabiną nawigacyjną powoduje, że   przy ładnej pogodzie żegluga sprawia jeszcze więcej przyjemności. Łódka   zabiera tyle wody i paliwa, że starczyło nam bez kłopotów na cały rejs.   Dla zapewnienia maksymalnego komfortu nawet żeglugi wysokość wolnej   burty odpowiada wysokości nabrzeży.

Zrobiło się popołudnie, więc wypłynęliśmy tylko na krótką rundkę po   okolicznych rozlewiskach. Następnego dnia z samego rana w drogę.   Standardowa trasa przewidziana jest na ok. 4 do 5 godzin żeglugi   dziennie. My postanowiliśmy troszkę zwiększyć przebiegi, żeby zarobić   jeden dzień na dłuższy pobyt w Amsterdamie. Okazało się to zupełnie   niekłopotliwe. Prędkość żeglugi pozwala na rozkoszowanie się   niepowtarzalnymi widokami. A jest tam co oglądać: piękne domki z   ogródkami, których urodę tak naprawdę widać dopiero od strony kanału,   wiatraki i przede wszystkim (jak dla mnie) urządzenia hydrotechniczne:   mosty zwodzone i śluzy. Konstrukcje bardzo urozmaicone: mosty podnoszone   z jednej strony, z dwóch, podwieszane, obrotowe itp. Do wyjazdu warto   przygotować się pod kątem turystyki, by wiedzieć na co zwrócić   szczególną uwagę. My od lat preferujemy przewodniki Pascala. Dzięki temu   poznaliśmy katedrę w Utrechcie, zachwycił nas w Goudzie rynek z pięknym   ratuszem, a w Oudewater muzeum tortur i "waga czarownic". Waga jest   słynna z tego, że w czasach Świętej Inkwizycji służyła do ważenia kobiet   w ramach próby, czy są czarownicami. Dokument z Oudewater miał rangę   niepodważalnego. Także dziś chętne panie mogą poddać się próbie. Choć   podczas ważenia mojej małżonki Pan Wagowy jakoś niepewnie kręcił ręką   (jest szczupła i lekka, więc mogłaby polecieć na miotle), to jednak   glejt w końcu wydał.   Amsterdam - miasto duże, ruchliwe, drogie, a my możemy spokojnie cumować   w marinie, tuż za głównym dworcem kolejowym. Stąd tylko parę minut   promem do centrum. Cicho, komfortowo i bezpiecznie. Rzeczywiście ten   "zarobiony" wcześniej dzień bardzo nam się przydał, bo miasto jest   wyjątkowo interesujące.

Rejs ten tak nam się spodobał, że w ubiegłym roku wybraliśmy się na   Canal du Midi. Porównując obydwie te wyprawy, to ze względu na   urozmaicenie urządzeń hydrotechnicznych i okolicy chętniej powtórzyłbym   Holandię. Tym razem inną trasą: bardziej na północ, przez Amsterdam do   Edamu. Uważam, że poza rejsami typowo żeglarskimi, po bliższych czy też   dalszych morzach, warto czasami spróbować takiej spokojnej żeglugi, w   komfortowych warunkach, po bardzo ciekawych akwenach. Do tego jest to   możliwe i bezpieczne z przyjaciółmi (lub współmałżonkami), którzy nigdy   na szersze wody się nie wybiorą. Taka forma podróży możliwa jest w coraz   większej ilości państw. Aktualnie do wyboru mamy Holandię, Francję,   Belgię, Niemcy, Włochy, Irlandię, i Szkocję.

GALERIA:

Copyright © 2021 OTAGO ●